Chat with us, powered by LiveChat

„Jak straciłem na giełdzie milion dolarów i czego mnie to nauczyło”. Krótka lektura obowiązkowa [Recenzja]

Skomentuj artykuł

„Jak straciłem na giełdzie milion dolarów i czego mnie to nauczyło” to książka, która ma wszystko, czego od książki potrzebuje początkujący inwestor, a jednocześnie nie zanudzi inwestora doświadczonego. Można dzięki niej poszerzyć inwestycyjne horyzonty, ale z pewnością nie można na niej poprzestać.

 

„Jak straciłem na giełdzie milion dolarów i czego mnie to nauczyło” (ang. What I Learned Losing a Million Dollars) to wydana po raz pierwszy w 1994 r. pozycja, której tytuł bardzo dobrze odpowiada zawartości. Polskie wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Linia w 2018 r. Obie daty przytaczam nie tylko z kronikarskiego obowiązku – są one ważne dla odbioru książki przez polskiego czytelnika, o czym więcej w dalszej części recenzji.

 

Bohaterem i narratorem książki jest Jim Paul, którego historię i doświadczenia związane z inwestowaniem spisać pomógł dziennikarz ekonomiczny Brendan Moynihan. Autorem przedmowy jest z kolei Jack Schwager, którego polscy czytelnicy mogą kojarzyć z publikacji „Czarodzieje rynku”.

American Dream i deficyt po PRL

Jim Paul czarodziejem nie jest, jednak pod pewnym względem jego opowieść przypomina bajkę. Chłopak z prowincjonalnego miasteczka w stanie Kentucy, któremu od dziecka rodzice wpajają etos pracy i należytego podejścia do pieniędzy. Z tego powodu wspomnienia dotyczące gry w baseball szybko ustępują opowieściom o pracy młodego Jima w klubie golfowym, gdzie zetknął się z ludźmi znacznie bogatszymi od swoich rodziców.

 

Smykałka do pieniędzy i wykorzystanie nadarzających się możliwości sprawiają, że 16-letni Jim za gotówkę kupuje kilkuletniego Forda Mercury (po roku wymienia go na jeszcze nowszego Chevroleta), a następnie sam opłaca sobie studia na uniwersytecie. Jednym słowem powojenny „amerykański sen”, którego obraz dopełniają potem m.in. szalone przygody w bractwie akademickim, randki z cheerleaderkami, pobyt w US Army (szczęśliwie Korea, nie Wietnam) i pierwsze kroki w karierze zawodowej, w apogeum której główny bohater dochodzi do naprawdę dużych pieniędzy* (może nie takich jak Tony Montana-Al Pacino w „Człowieku z blizną”, ale też robiących wrażenie). Pieniędzy, które – zgodnie z tytułem książki – traci i to w spektakularny sposób.

 

Z polskiej perspektywy opowieść Jima Paula brzmi jak alternatywna biografia naszych rodziców i dziadków. Niestety, z wiadomych historycznych powodów, w latach PRL polska młodzież żyła w zdecydowanie innych warunkach i słowo „spekulacja” kojarzyła co najwyżej z handlem mięsem lub innymi towarami), a nie obracaniem kontraktami terminowymi na drewno czy soję, czym na giełdzie w Chicago zajmował się Paul. Z tego punktu widzenia, Jak straciłem na giełdzie milion dolarów” to opowieść, której żadne z nas nie mogło usłyszeć przy rodzinnym stole – Polacy wiedzę na temat rynku czerpać muszą z książek i innych materiałów.

 

Wspomniana już data pierwszego wydania książki (1994 r.) przypadła w czasach pierwszej szalonej hossy na GPW, zaś sama giełda powstała raptem 3 lata wcześniej (w Warszawie nigdy nie handlowano poprzez okrzyki na parkiecie, co barwnie opisuje Paul). Jestem przekonany, że gdyby tytuł ukazał się wtedy, to mógłby być nie tylko wydawniczym hitem, ale i uchronić wiele osób przed wielkimi stratami albo chociaż rozczarowaniem się giełdą (co też przyniosło im straty, ale w dłuższym terminie). Na szczęście omawiana książka pojawiła się na polskim rynku jeszcze w „starych, dobrych czasach” (ostatni „zwykły” rok to 2018 r.), tzn. przed trwającym okresem pandemiczno-wojennym, który na rynek przyciągnął tysiące nowych inwestorów. Gdybym miał komponować dla nich kanon lektur, to „Jak straciłem na giełdzie milion dolarów” z pewnością znalazłoby się na liście, jako okazja do nauki na cudzych błędach.

Bajka z morałem

Jak na bajkę przystało, historia Jima Paula ma wyraźny morał. Z racji tego, że sam tytuł książki zdradza o co chodzi, można płynnie przejść do oceny sposobu podania treści przez autorów. Publikacja podzielona jest na trzy części, które z grubsza można określić jako (wspomniana już) biograficzna, psychologiczna i inwestycyjna. Bywa, że wątki się przeplatają, ale ogólna wymowa książki jest jasna – sposobów na zarabianie pieniędzy jest mnóstwo, za to do strat prowadzi zazwyczaj jeden z kilku błędów. W morzu łatwo dostępnych treści dotyczących zysków – tych uczciwych i „naganiających” – na rozmaitych rynkach, opowieść i krótki wykład na temat straty może w najgorszym razie poszerzyć spektrum wiedzy na temat rynku. W wariancie najlepszym stanie się impregnatem, który przynajmniej częściowo zabezpieczy inwestora przed kosztownymi błędami.

 

Nie tylko zastosowany język oraz forma przypowieści wraz z jej objaśnieniem sprawia, że „Jak straciłem na giełdzie milion dolarów” to dobra lektura dla inwestorów początkujących. Dodatkowym atutem książki są liczne odniesienia do innych rynkowych historii czy znanych cytatów (zwłaszcza we fragmencie, gdy autor zestawia sprzeczne ze sobą opinie inwestycyjnych guru) i popularnych porzekadeł. Każdy inwestor przeczytał lub usłyszał kiedyś „prawdopodobnie nigdy nie uda ci się wybrać idealnego momentu otwarcia pozycji” czy „na giełdzie nie chodzi o to, żeby mieć rację”. Omawiana książka może być właśnie źródłem takiej wiedzy. Może także posłużyć do poznania różnic między giełdą a hazardem, zapoznania się z podstawami psychologii tłumu czy pokazać mechanizmy prowadzące do trwania przez inwestorów w błędnych postawach (wnioski rozciągnąć można na inne obszary życia).

Przeczytaj, żeby dalej czytać (i inwestować)

Nie można się jednak łudzić, że licząca raptem 170 stron książka kompleksowo omówi wszystkie istotne kwestie – traktować ją można raczej jako punkt wyjścia do dalszych lektur. Przykładowo, po zapoznaniu się z częścią psychologiczną, warto sięgnąć choćby po Drogę inwestora” autorstwa Tomasza Zaleśkiewicza i Grzegorza Zalewskiego (nota bene, właściciel wydawnictwa Linia i redaktor polskiej wersji książki, a także autor kursu Psychologia Inwestowania). Błędy poznawcze dogłębnie tłumaczył po latach Daniel Kahneman, a o ryzyku barwnie opowiadał Nassim Nicholas Taleb, który „Jak straciłem na giełdzie milion dolarów” uznał za „jedną z nielicznych książek o finansach całkowicie wolną o szarlatanerii”. Pomysłów na dalsze lektury jest mnóstwo, wiele z nich z pewnością jeszcze zarekomendujemy jako SII.

 

Wszystko to nie znaczy, że posiadanie pewnego doświadczenia rynkowego czyni lekturę książki nudną – przeciwnie, sam przeczytałem ją po raz drugi i po 6 latach w opowieści autora znów znalazłem coś dla siebie, zarówno w warstwie jego osobistych przeżyć, jak i inwestycyjnych porad. Podejrzewam, że za 10 lat raz jeszcze do niej wrócę.

 

„Jak straciłem na giełdzie milion dolarów” to dobra książka dla wszystkich inwestorów – początkujący po przeczytaniu powinien sięgnąć po inne materiały edukacyjne, doświadczony może z czystym sumieniem swój egzemplarz pożyczyć komuś, kto przyjdzie z pytaniem „o co chodzi z tym inwestowaniem” (a prędzej czy później każdy inwestor kogoś takiego spotyka).

 

🟢Zobacz też: Dlaczego warto inwestować pieniądze? Poznaj 7 powodów i zostań inwestorem

 

Na koniec jeszcze istotna uwaga. Książka przeznaczona jest głównie dla inwestorów aktywnych (czy wręcz spekulantów), przez co raczej nie ma w niej scenariuszy i rad dopasowanych do potrzeb osób, które zamierzają pasywnie budować portfele złożone z ETF-ów i obligacji oszczędnościowych Skarbu Państwa. Na szczęście traktują o tym inne książki, w tym niedawno wydane i recenzowane już na naszych łamach „Po prostu kupuj” czy „Inwestowanie dla każdego”.

 

🟢Zobacz też: Kurs Inwestuj Pasywnie

 

Mimo to, historię Jima Paula polecam także początkującym inwestorom pasywnym. Po pierwsze, warto wiedzieć, co oferuje rynek – idę o zakład, że z aktualnej fali inwestowania pasywnego rekrutować będą się także przyszli spekulanci. Po drugie, dla wszystkich sposobów inwestowania istnieją wspólne kwestie takie jak posiadanie i trzymanie się planu, uwzględnianie własnych emocji (których – wbrew niektórym „specom” od inwestowania – wyłączyć się nie da) czy odpowiednie podejście do ryzyka. Po trzecie, wielu inwestorów prędzej czy później samemu zechce opowiedzieć komuś swoją historię – choćby kolejnym pokoleniom Polaków, których rodzice i dziadkowie już inwestowali.

 

PS Historia, o której opowiada książka to także historia inflacji w USA. Ojciec głównego bohatera jako geodeta na początku lat 50. zarabiał ok. 4000 dolarów. Jim Paul w pierwszym roku pracy (1970 r.) w branży finansowej zarobił 43 000 dolarów (wówczas bardzo duża kwota), podczas gdy obecnie średnia płaca w USA to ok. 60 000 dolarów. Od 1983 r., gdy bohater książki tracił milion dolarów, siła nabywcza amerykańskiej waluty (mierzona wskaźnikiem inflacji) spadła o 68%. Również z tego powodu książka stanowi dobrą zachętę do tego, żeby coś zrobić z pieniędzmi.

 

Osobliwie zestarzał się także przywołany na kartach książki przykład Bear Stearns jako firmy, która „toleruje straty, ale nie toleruje niespodzianek” i w zdrowy sposób zarządza ryzykiem. Bear Stearns upadł w 2008 r., co stanowiło jeden z symbolicznych momentów kryzysu 2007-2008. Ten temat z kolei odświeżyć można sobie filmami „Margin Call” czy „Big Short”.

 


 

🟢Członkowie Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych mogą liczyć na zniżki na zakup książek w Wydawnictwie Linia oraz Maklerska.pl, gdzie dostępna jest recenzowana książka. Więcej informacji o innych korzyściach dla członków SII znajdziesz w sekcji Zniżki.

Autor artykułu

 

Michał Żuławiński, redaktor SII Michał Żuławiński, redaktor SII

W latach 2012-2021 związany z redakcją Bankier.pl, w której odpowiadał za obszar Rynki. Od 2022 r. redaktor w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych. Autor licznych artykułów i analiz dotyczących głównie rynków finansowych, gospodarki oraz działalności banków centralnych. Laureat nagrody specjalnej NBP w konkursie dla dziennikarzy ekonomicznych im. Władysława Grabskiego.

Zwiększenie konkurencyjności działalności Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych poprzez wdrożenie oprogramowania do obsługi subskrypcji

Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych realizuje projekt "Zwiększenie konkurencyjności działalności Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych poprzez wdrożenie oprogramowania do obsługi subskrypcji" współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Funduszy Europejskich w ramach Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój. Sfinansowano w ramach reakcji Unii na pandemię COVID-19. Więcej informacji o projekcie