Chat with us, powered by LiveChat

Czy chiński smok się podniesie?

Skomentuj artykuł
© naropano - Fotolia.com

Przemysław KwiecieńIle razy słyszeliście, że chińska gospodarka zwalnia, ale jednocześnie, że Chińczycy „poradzą sobie”? Bo mają duże rezerwy walutowe, bo mają gigantyczną populację, która migruje ze wsi do miast, bo nie są uzależnieni od pieniędzy zagranicznych inwestorów (jak choćby Grecja). Te nadzieje sprawiały, iż większość rynków przez długi czas ignorowała chińskie zagrożenie. Strach pojawił się dopiero teraz.

 

Chiny są niewątpliwie sukcesem gospodarczym, patrząc na ten kraj z perspektywy ostatnich 20 lat. Samo tempo wzrostu PKB jest oszałamiające, a jeśli dodamy do tego, że miało to miejsce w tak ogromnej gospodarce, a nie np. w małym kraju, który urósł, wykorzystując niszę w globalnej gospodarce, można śmiało powiedzieć, że Chińczycy odnieśli sukces. Jak to jednak zwykle bywa, sukces śrubuje oczekiwania i stąd obecne problemy. Osiągnąć 10% wzrost w ciągu roku jest relatywnie łatwo, jeśli wprowadzi się reformy w archaicznej gospodarce o bardzo niskich kosztach pracy. Na pewnym pułapie te rezerwy zaczynają się jednak wyczerpywać, a ludzie chcieliby więcej. W Chinach nie mamy demokracji, ale i tu władze muszą dbać o nastroje społeczne, szczególnie po burzliwym okresie w wielu niedemokratycznych krajach. A te łatwiej podtrzymać w momencie, gdy koniunktura jest dobra. Dlatego też chińskie władze nie chcą pogodzić się z rzeczywistością spadającego potencjalnego tempa wzrostu i od lat na siłę próbują go podciągać. Dzieje się to przede wszystkim w obszarze inwestycji. Luźna polityka pieniężna doprowadziła do eksplozji na rynku nieruchomości, który stanowi 15% PKB. Deweloperzy po pierwsze generują ogromny popyt na surowce i półprodukty, utrzymując chińskie kopalnie i huty, ale też sami bezpośrednio dają pracę. Do tego, kupując ziemię zapewniali finansowanie samorządom, które za te pieniądze inwestowały w infrastrukturę, dodając kolejne kilkanaście procent produktu krajowego. Jak jednak wiemy z przeszłości, żaden boom na rynku budowlanym nie trwa wiecznie.

Chiny trochę już przyzwyczaiły nas do szybkiego tempa wzrostu i gwałtownego rozwoju gospodarki. Stąd też wysokie oczekiwania co do tego kraju. Dramatu na razie nie ma, ale chwilowe spowolnienie od razu budzi wielki strach. 

W ostatnich latach Chińczycy próbowali ratować gospodarkę na wiele sposobów, głównie jednak poprzez luzowanie polityki pieniężnej. Rynki, które były bezpośrednio uzależnione od popytu w chińskim budownictwie, jak miedź czy rudy żelaza, są w fazie bessy od 2011 roku. Szeroki rynek, w tym globalne rynki akcji, żyły jednak nadzieją, że ich te problemy nie dotkną. Kubłem zimnej wody okazała się dewaluacja juana, która uświadomiła inwestorom, że Chińczycy zaczynają chwytać się brzytwy. Sprawa jest niebagatelna. Chińska gospodarka w ubiegłym roku wygenerowała więcej wzrostu niż USA i UE razem wzięte. Dla wielu firm, jak np. Apple, chiński rynek jest kluczowy dla dalszego wzrostu sprzedaży. Wystarczy jeśli chiński wzrost spowolni o połowę, aby perspektywy dla globalnej gospodarki uległy znacznemu pogorszeniu. Decyzje Ludowego Banku Chin sprzed kilku tygodni wywołały potężne zamieszanie na rynkach finansowych, powodując przy okazji powrót głosów mówiących o tym, iż na świecie w każdej chwili może rozpocząć się wojna. Nie będzie to jednak konflikt z użyciem karabinów oraz czołgów, a starcie banków centralnych, w którym głównym narzędziem będą stopy procentowe, luzowanie ilościowe oraz inne, niekonwencjonalne metody luzowania polityki pieniężnej. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Waszyngton od dawna wywiera presję na Pekin, aby pozwolił walucie odzwierciedlać jej godziwą wartość, która zdaniem Amerykanów powinna być znacznie wyższa, a jest zaniżana przez Chiny, aby zapewnić konkurencyjność dóbr przeznaczonych na eksport.

Ostatnie decyzje Ludowego Banku Chin niosą ze sobą strach wybuchu ogólnoświatowej wojny. Tym razem bez użycia broni, ale na stopy procentowe.

Chiński kryzys jest nietypowy, ponieważ Chiny są nadal mocno zamkniętym krajem dla inwestorów. Nie działa tu zatem mechanizm, w którym kapitał ucieka wywołując w skrajnym przypadku krach. Reakcja rynków globalnych jest tu raczej efektem obaw o wyniki spółek świata zachodniego, a w konsekwencji o los koniunktury w gospodarkach rozwiniętych. Nie jest powiedziane, że czeka nas rynkowe załamanie, a Chiny czeka twarde lądowanie. Zagrożenie jednak jest, a obserwując zarówno informacje napływające z Chin, jak i reakcje rynków można mieć wrażenie, że przesilenie jeszcze nie nastąpiło.

  

 


 

Ten artykuł pochodzi z Akcjonariusza 4/2015

 

 

 

Zwiększenie konkurencyjności działalności Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych poprzez wdrożenie oprogramowania do obsługi subskrypcji

Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych realizuje projekt "Zwiększenie konkurencyjności działalności Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych poprzez wdrożenie oprogramowania do obsługi subskrypcji" współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Funduszy Europejskich w ramach Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój. Sfinansowano w ramach reakcji Unii na pandemię COVID-19. Więcej informacji o projekcie